„Konkurs piękności” czy „koncert życzeń” – m.in. w taki sposób prelegenci Regionalnej Konferencji „WPGO woj. lubuskiego” wypowiadali się o pracach nad aktualizacją wojewódzkiego planu gospodarki odpadami (WPGO), wymuszoną przepisami ustawy o odpadach. Do końca czerwca 2016 r. sejmiki województw muszą podjąć uchwały dotyczące aktualizacji tych dokumentów. Zanim to jednak nastąpi, przed pracownikami urzędów marszałkowskich stoi nie lada wyzwanie: jak „poukładać” regiony i instalacje, żeby dla wszystkich wystarczyło odpadów?
Na tego typu pytania starano się znaleźć odpowiedź podczas wspomnianej już Konferencji, która odbyła się w Zielonej Górze 6 października br. Zarówno organizator tej inicjatywy (firma EKORUM z Poznania), jak i część prelegentów doskonale zdają sobie sprawę, z czym przyszło zmierzyć się urzędom marszałkowskim w związku z aktualizacją WPGO, bowiem podobne spotkania odbyły się już w pięciu województwach: wielkopolskim (czytaj), mazowieckim (czytaj), kujawsko-pomorskim (czytaj), świętokrzyskim (czytaj) i łódzkim (czytaj).
Alternatywa? Zdrowy rozsądek i ekonomia
– Nie chciałabym być w skórze tych, którzy mają sporządzić WPGO – zaczęła mec. Anna Specht-Schampera z Kancelarii Prawnej Schampera, Dubis, Zając i Wspólnicy. – Bez konkretnych wytycznych, jak ma wyglądać ten plan i plan inwestycyjny, będzie ogromny problem. Jakimi kryteriami się kierować, wpisując daną instalację do tego planu? Jakie instalacje preferować? Bo te, które się nie dostosowały, mają zostać wykreślone – tak kategorycznie nakazuje prawo.
Na te prawne niejasności i ciągłe zmiany w obowiązujących przepisach zwracał również uwagę Adam Jurkiewicz z firmy Sutco-Polska. – Tak naprawdę nie wiemy, w którym kierunku się poruszać. Ci, którzy mają już jakieś instalacje, niezależnie od tego, czy są one zautomatyzowane, czy manualne, nie wiedzą, jak powinni zmodernizować swój zakład, by de facto spełniał on dzisiaj wymogi prawne, które obecnie zmieniają się szybciej niż technologia. Naszego kraju nie stać, póki co, na takie ciągłe dostosowywanie się w dziedzinie gospodarki odpadami. Wobec powyższego przedstawiciel Sutco-Polska wskazał na jedną alternatywę, a zarazem propozycję, którą firma oferuje swoim potencjalnym klientom – to zdrowy rozsądek i ekonomia. – Tylko tymi dwoma aspektami należy się kierować – podkreślił. A co można zyskać? Nowoczesną instalację. O cechach takiego zakładu można by mówić długo, jednak A. Jurkiewicz skupił się na dwóch: wielofunkcyjności i możliwości dalszej rozbudowy. – Nie powinniśmy dzisiaj budować instalacji na dwa osobne strumienie – zmieszany i pochodzący z selektywnej zbiórki. Dzisiaj niekiedy jeszcze są takie modele technologiczne kopiowane – tego słowa używam świadomie. Mamy rok 2015, a niektóre firmy projektowo-konsultingowe powielają projekty z 2004 czy 2006 r., w których ewidentnie funkcjonuje model osobnego sortowania frakcji zmieszanej i selektywnej. A dzisiaj jesteśmy w stanie obie te frakcje swobodnie przetwarzać na jednej instalacji, oczywiście, w innych wariantach jej ustawienia i w innych okresach – argumentował A. Jurkiewicz, mówiąc o wielofunkcyjności zakładu. Z kolei nawiązując do możliwości dalszej rozbudowy, podkreślił, że projektant każdej budowanej czy modernizowanej instalacji powinien przewidzieć dalsze modernizacje i zmiany. – Nie powinniśmy zabudowywać zakładu tak, żeby nic już nie można było tam dodać, doposażyć go.
Poniekąd w sukurs tezom stawianym przez przedstawiciela firmy Sutco-Polska poszedł kolejny wykładowca, a mianowicie Wojciech Konopczyński, zastępca Lubuskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Omówił on wnioski pokontrolne WIOŚ-u w zakresie wypełniania przez podmioty uczestniczące w systemie gospodarki odpadami obowiązków nałożonych przepisami odpadowymi. – Przychylam się do tezy wygłoszonej przez ministra Marcina Korolca, który stwierdził, że na tym systemie wygrają samorządy, które będą miały podejście maksymalistyczne, te, co osiągną maksymalne efekty segregacji, będą miały dobry towar, który będą mogły sprzedawać – powiedział inspektor Konopczyński. – Muszą zatem powstawać nowoczesne instalacje, które będą efektywnie przerabiać to, co do nich trafia, w których powstanie towar, na który będzie zbyt. Wszyscy, którzy idą w tym kierunku, robią dobrze. W ocenie przedstawiciela WIOŚ-u, gminy nie chcą kontrolować firm odbierających odpady, co generuje negatywne konsekwencje. Ponadto nie wszystkie samorządy prowadzą co roku analizę gospodarki odpadami komunalnymi. – A jest to naprawdę bardzo ważny instrument, który pozwala ocenić, czy ten system jest sprawny lub czy można go poprawić. Można przecież samemu wyciągać wnioski z lokalnej gospodarki odpadami, a nie czekać na jakieś zewnętrzne analizy – przekonywał W. Konopczyński. Nawiązując natomiast do kontroli RIPOK-ów i instalacji zastępczych, podkreślił, że aż 44% z nich nie spełniało wymagań rozporządzenia o mechaniczno-biologicznym przetwarzaniu odpadów!
Czy marszałków stać na „zadymę”?
Wystąpienie przedstawiciela WIOŚ-u spowodowało lawinę pytań. – A jak to będzie z tymi instalacjami, które się nie dostosowały? Odnoszę wrażenie, że – jak to w Polsce bywa – ci, którzy się dostosowali w terminie, są „frajerami”. Bo ci, którzy nie kiwnęli nawet palcem, dalej będą funkcjonowali. Czyli RIPOK niedostosowany nadal będzie RIPOK-iem. To jest jakieś kuriozum i łamanie prawa! – zaczął Jacek Połomka, prezes Zakładu Zagospodarowania Odpadów Marszów, zwracając się do przedmówcy. Ale w zasadzie inicjatywę przejęła mec. A. Specht-Schampera, podkreślając, że nie ma żadnej normy, z której by wynikało, że instalacje, które miały czas na dostosowanie się, a tego nie zrobiły, nie mogą przyjmować odpadów. – W świetle prawa one nadal mają decyzje administracyjne i status RIPOK-a. Z moich doświadczeń wynika, że jeśli nawet WIOŚ stwierdzi jakieś uchybienia w funkcjonowaniu instalacji, to zazwyczaj… zakreśla termin na ich usunięcie. I zakład działa dalej! A może w takim przypadku należałoby raczej znaleźć podstawę prawną do wstrzymania działalności instalacji? Bo takie jest dziś oczekiwanie zarządców zakładów, które się dostosowały – przekonywała zebranych prawniczka. Przy tej okazji zwróciła ona uwagę na przepisy ustawy o odpadach, które jasno określają, że instalacja, która nie spełnia wymagań prawa ochrony środowiska, ma być obligatoryjnie wykreślona z WPGO. – Czy jednak rzeczywiście urzędy marszałkowskie podejmą decyzję, żeby na najbliższe obrady sejmiku trafiły wnioski o wykreślenie z planów wojewódzkich instalacji niespełniających norm? – powątpiewała mec. Specht-Schampera. Znane są bowiem deklaracje niektórych marszałków, że wykreślenie takich instalacji nastąpi dopiero przy podejmowaniu uchwały o aktualizacji WPGO, w której znajdzie się miejsce również na wpisanie nowych zakładów. – W mojej ocenie, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby marszałkowie w przyszłym tygodniu rozpoczęli procedurę legislacyjną w odniesieniu do instalacji niespełaniających wymogów o ich wykreślenie z WPGO. Tylko mam takie przeczucie, że nie będzie woli marszałków, żeby robić w tym kierunku „zadymę”. A dla Państwa najważniejsze jest to, żeby strumień odpadów nie wędrował do instalacji niespełniającej wymogów, ale zasilił Waszą. A najprostszym sposobem na to jest pozbawienie tych instalacji statusu RIPOK-a – skwitowała.
Do dyskusji włączył się Andrzej Gawłowski, dyrektor Biura Związku Celowego Gmin MG-6 z siedzibą w Gorzowie Wlkp. – Z jednej strony, wiążę duże nadzieje z procesem weryfikacji WPGO, ale wiadomo, że to będzie trudne, gdyż często mamy do czynienia z instalacjami, które nie spełniają nawet podstawowych wymogów środowiskowych, a co tu mówić o wymaganiach dla RIPOK-ów. Z drugiej strony, współczuję wszystkim marszałkom, bo na czym mają opierać tę weryfikację? Ano na zbilansowaniu strumienia odpadów i liczbie instalacji o określonych mocach przerobowych. A przecież decyzję o tym, do której instalacji trafią odpady, będą podejmowały gminy. Nie da się zatem wszystkiego przewidzieć. Szef Biura Związku nawiązał również do prezentacji A. Jurkiewicza, prezentując swoje obawy co do przetwarzania odpadów zmieszanych i selektywnie zbieranych na jednej linii. – Nie zapominajmy o tym, jak ludzie oceniają system gospodarki odpadami. Jeśli oni mają świadomość tego, że to, co jest selektywnie zbierane, trafia potem na jedną taśmę, to my ludzi demoralizujemy, odciągamy ich od systemu selektywnego. A my musimy przekonywać ich do tego, że warto segregować odpady „u źródła”.
Obawy rodem z „Faraona”
Po krótkiej przerwie nastąpiło wystąpienie, na które czekała chyba większość zebranych na sali gości. W referacie pt. „Aktualizacja WPGO dla województwa lubuskiego” Jerzy Tonder, zastępca dyrektora Departamentu Rolnictwa, Środowiska i Rozwoju Wsi w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubuskiego starał się przekazać podejście pracowników Departamentu do weryfikacji WPGO. – Muszę powiedzieć, że już rozpoczął się „festiwal” różnych zgłoszeń. Nie chcę mówić, czy wskazywane we wnioskach rozwiązania są dobre, czy złe, ale cieszę się, że ten plan inwestycyjny, który stanowi załącznik do WPGO, wymaga uzgodnienia z Ministrem Środowiska – zaczął dyrektor Tonder. – Dotąd urzędy marszałkowskie atakowały ministra Ostapiuka, pytając, po co Ministerstwu te uzgodnienia. Wystarczy opiniowanie! Dzisiaj jestem szczęśliwy, że jednak pozostało uzgodnienie, ponieważ całe odium spadnie na Ministerstwo Środowiska, jeśli nas przymuszą do wpisania tej czy innej instalacji. W dalszej części swojego wystąpienia dyrektor ubolewał nad faktem, że sporo samorządów zrzeszonych w związkach międzygminnych, które partycypowały w kosztach budowy RIPOK-ów, dziś przekazuje swoje odpady do innych instalacji. – Gdzie tu lojalność? Dla mnie jest to rzecz nie do ogarnięcia – powiedział. Zgodnie z zapewnieniami dyrektora Tondera, prace nad aktualizacja WPGO już wystartowały. Jeszcze w tym miesiącu urzędnicy planują odwiedzić wszystkie instalacje do zagospodarowania odpadów w woj. lubuskim. Zaczyna się również weryfikacja sprawozdań pod kątem ilości odpadów. – Obawiam się tych działań. Bo to urzędnik musi podjąć decyzję. Ale to się może skończyć tak jak pisał Bolesław Prus w „Faraonie”: „Gdzie nie ma winnych, muszą być przynajmniej ukarani”. I tym ukaranym będzie ten urzędnik najniższego szczebla. Bo trzeba znaleźć kozła ofiarnego – smutno skonstatował J. Tonder.
Prezentacja przedstawiciela Urzędu Marszałkowskiego zdopingowała do ponownego zabrania głosu J. Połomkę. – Nasze polskie prawo jest chore. Jeśli gmina jest właścicielem odpadów, nakazuje się jej osiąganie pewnych poziomów odzysku i recyklingu, to tak naprawdę ona powinna decydować, co się z tymi odpadami dzieje. A Urząd Marszałkowski to też jest samorząd. Stąd powinniśmy oczekiwać, że będzie on wspierał działania samorządów gminnych – powiedział szef ZZO w Marszowie. – Wspomniał Pan, że jest już prawdziwy festiwal wniosków z życzeniem wpisu do WPGO. Ja nie do końca zgadzam się z tym, że jeżeli mają powstawać jakieś RIPOK-i z prywatnych pieniędzy, to jest to ich problem, bo same będą musiały zadbać o strumień odpadów. Nie jest tak do końca, ponieważ to jest również problem tych RIPOK-ów gminnych, które w tym terenie funkcjonują. Wiemy, że woj. lubuskim w ogóle nie ma problemu z gospodarką odpadami, gdyż liczba instalacji jest wystarczająca. Trzeba tylko dopilnować, żeby wszyscy działali na tych samych warunkach, czyli żeby dostosowali instalacje do standardów BAT.
Ważne serce, nie skorupa
Po tym komentarzu głos oddano Markowi Klimkowi z firmy Sutco-Polska. W jego ocenie, mówienie o schyłku ery instalacji MBP w Polsce to wprowadzanie w błąd, gdyż są to jedyne miejsca, gdzie można realizować poziomy odzysku i recyklingu. – Dziś stajemy przed nowymi wyzwaniami i tym wyzwaniom muszą również odpowiadać nasze zakłady MBP – powiedział. – Co jest konieczne, pożądane? Co może być opłacalne? Warto postawić na te rozwiązania techniczne, które pozwolą odzyskiwać na instalacji odpady, które będzie można sprzedać. Trzeba zatem sprawdzić, jakich odpadów, które mogą generować potencjalne przychody, jest najwięcej w Państwa strumieniu. Co istotne, nie należy opierać się w tym względzie tylko na danych statystycznych lub innych opracowaniach, nierzadko przepisywanych z Krajowego lub wojewódzkiego planu gospodarki odpadami, gdyż to rodzi niepotrzebne perturbacje. Trzeba postawić na rzetelną analizę strumienia odpadów. Ona nam powie, jaki mamy potencjał – doradzał M. Klimek. W ocenie przedstawiciela Sutco-Polska, dobry, świadomy inwestor musi zdawać sobie sprawę, że sercem powstającej czy modernizowanej instalacji, tym, które będzie decydowało o jej przyszłym funkcjonowaniu, o wynikach, o efektach ekologicznych i ekonomicznych, nie jest część budowlana, czyli „skorupa” całego przedsięwzięcia, tylko technologia. – Stąd kluczowym partnerem, który powinien pojawić się przy inwestorze, jest firma dostarczająca technologie. Jeśli postawi on na firmę budowlaną, wówczas to z nią inwestor będzie w bezpośredniej relacji, co może skutkować tym, że przez długi czas nie będzie on wiedział, jakie urządzenia i jakiej firmy będą stanowiły wyposażenie jego instalacji – czy to będzie pełna, kompleksowa technologia jakiejś określonej marki, czy to będzie po prostu składak – ostrzegał M. Klimek.
Ciekawe wystąpienie, bo opisujące praktyczne aspekty modernizacji zakładu i ich efekty, miał również Tomasz Piechocki, kierownik Zakładu Gospodarki Odpadami – RIPOK, wchodzącego w skład Zakładu Utylizacji Odpadów w Gorzowie Wlkp. – Dlaczego się modernizujemy? Wychodzimy z założenia, że jeśli ktoś stoi, to tak naprawdę się cofa. My staramy się posuwać naprzód, dorównać tym wymogom, które narzuca prawo, ale także chcemy osiągać jak najlepsze rezultaty w zakresie odzysku odpadów – powiedział T. Piechocki. Przy okazji swojego referatu odniósł się do uwagi A. Gawłowskiego na temat zastosowania jednej linii technologicznej dla odpadów zmieszanych i pochodzących z selektywnej zbiórki. – Dlaczego jedna nitka, a nie dwie? W naszym Zakładzie mamy możliwość takiego ustawienia urządzeń, że możemy przetwarzać albo odpady zmieszane, albo surowce wtórne. Nam jedna linia w zupełności wystarczy – deklarował szef ZGO. Celem prowadzonych w ZUO modernizacji było zwiększenie odzysku odpadów oraz zredukowanie strumienia odpadów trafiającego na składowisko. Czy to się udało? Tomasz Piechocki pokazał efekty modernizacji na liczbach: zwiększenie odzysku tworzyw o 68%, a opakowań po chemii gospodarczej – o 380%! – Dotychczas w zasadzie nie mieliśmy możliwości odzysku opakowań wielomateriałowych, a dziś mamy 50 ton. Na tę chwilę 25% odpadów trafia na składowisko, ale widzimy potencjał w naszych odpadach i wiemy, że kolejna modernizacja, dostawienie kolejnych urządzeń, mogą wpłynąć na ograniczenie deponowania o kolejne 5-7% – podsumował T. Piechocki.
Gminy – najsłabsze ogniwo systemu
Po serii referatów nastąpiła dyskusja. Głos oddano przybyłym na konferencję gościom, którzy zajęli miejsca przy czterech stołach, symbolizujących poszczególne regiony gospodarki odpadami komunalnymi w woj. lubuskim. Wśród wielu dyskutantów szczególnie wyróżniały się spostrzeżenia J. Połomki, który odniósł się do „znikającego” strumienia odpadów. – Kiedy słyszę, że zniknęły 1 czy 2 mln ton odpadów, to ja się pytam, skąd są te liczby? Bo tak naprawdę nie wiemy, ile odpadów wytwarzamy! Uważam, że w naszej działalności jest za mało kontroli, a jeżeli one są, to najczęściej odbywają się w tych podmiotach, które najłatwiej sprawdzić, czyli w RIPOK-ach, ewentualnie w instalacjach zastępczych. A nagorzej jest skontrolować takie firmy, które działają na pograniczu prawa. Drugi poruszony przez prezesa ZZO Marszów problem, to prawo odpadowe. W jego ocenie, jeżeli ktoś dzieli odpady na „lepsze i gorsze” i wymienia trzy grupy, które mają trafiać do RIPOK-ów, a odpady selektywnie zbierane mogą jechać nawet do prymitywnej sortowni, to jest to nielogiczne. – Do czego to prowadzi? Mamy się starać, by segregować jak najwięcej odpadów. Patrzę na to z niepokojem, bo tzw. szopiarze będą mieli coraz więcej roboty, gdyż każda wysegregowana ilość odpadów będzie jeździła do nich, a nie na RIPOK – podkreślił J. Połomka. – A przy okazji tego tematu warto powiedzieć, że chyba nie ma RIPOK-u, który by od takich instalacji otrzymywał pozostałości z sortowania. A powinien!
Wypowiedź tę skomentowała A. Specht-Schampera, twierdząc, że jeśli gminy chcą, to mogą zapisać w specyfikacji istotnych warunków zamówienia, że cały strumień odpadów, włącznie z selektywną zbiórką, ma trafiać na RIPOK. Tak m.in. postąpiły władze Warszawy. – A zatem na gminach się wszystko zaczyna i kończy – skwitował to wystąpienie J. Połomka. – Śmiem twierdzić, że gminy to najsłabsze ogniwo w gospodarce odpadami. Takich przykładów, gdzie samorządy nie potrafią ogłosić przetargów, by chociaż wskazać swój RIPOK, nie wspominając już o „przejęciu” frakcji zebranej selektywnie, to mamy w naszym kraju na pęczki.
Wiele zatem w gospodarce odpadami komunalnymi zależeć będzie od podejścia samorządów – i to nie tylko wojewódzkich. Bez świadomego udziału gmin w gospodarowaniu odpadami trudno będzie bowiem zrealizować nawet najlepsze plany przygotowane na szczeblu wojewódzkim.
Uczestnicy spotkania mieli również okazję zwiedzić ZZO Marszów. Wyjazd techniczny odbył się 8 października br.